Czy usycha jak rodzynek w słońcu? (L. Hughes)

Co staje się z niespełnionym marzeniem?
Czy usycha
jak rodzynek w słońcu?
Czy też jak ropa z wrzodu
się sączy?
Czy jak gnijący ochłap cuchnie
Lub skorupieje jak zastygły lukier?

Może tylko ugina się pod ciężarem, faluje,
A może eksploduje?

(L. Hughes)

 

Bardzo chciałabym raz jeszcze.

 

Wczepiona palcami w detektor tętna usłyszeć stukot serca. Odetchnąć z ulgą.

Zobaczyć na monitorze kijankę z dużą głową. Widzieć ten biały punkt, który pulsuje prawidłowo.

Znieść szary wózek ze strychu i wstawić go do przedpokoju.

Usłyszeć: „To syn”.”To córka”. „Zdrowy”. „Zdrowa”.

Drżeć radośnie w morfinowym półśnie, czując narastający ból.

Słać wesoło szczęśliwe smsy. „Już jest. 10 punktów. Wszystko dobrze”.

Półprzytomna mieszać biały proszek z termosową wodą o północy. Karmić z zamkniętymi oczami, przysypiając.

 

Bardzo chciałabym raz jeszcze.

 

Ale nie będę.

 

Czy czas leczy rany?

Chyba tak.

 

A przynajmniej próbuje.

Paćka je podkładem i gęstym korektorem. Pudruje uważnie.

 

 

Ale czy leczy też marzenia?

Chyba nie umie.

 

Raczej okleja je szczelnie plastrem z włókniny, udając, że ich nie ma.

I mówi – idź!

 

Uśmiecham się lekko.

Odwracam głowę.

Wychodzę.

Idę.

13 komentarzy do “Czy usycha jak rodzynek w słońcu? (L. Hughes)

  1. Ech Juti 😦
    Myślałam ostatnio o Tobie w kontekście kolejnego dziecka. Pisałaś gdzieś, najprawdopodobniej u siebie, że taką granicą jaką sobie postawiłaś było 40lat. Możesz napisać dlaczego?
    Ja jestem totalnie rozdarta. Mój brat ma 1,5miesięcznego Synka, Przyjaciółka z początkiem września urodzi pierwsze Dziecko… Chciałabym, szalenie. Jednak ta praca w przedszkolu integracyjnym, gdzie zetknęłam się z przeróżnymi orzeczeniami, „zryła” mi głowę totalnie. Na nic logiczne tłumaczenie, na nic fakty- żadna z „naszych” mam nie urodziła swojego chorego dziecka w wieku 40lat, często to naprawdę młode kobiety, ale tak jak odchodziłam od zmysłów w poprzednich ciążach, tak teraz musiałabym chyba tę trzecią przespać, bo od myślenia bym zwariowała… Wtedy wydawało mi się, że dużo wiem, że wręcz za dużo wiem i dlatego się martwię. Jak skonfrontowałabym tamtą wiedzę z obecną, to wtedy naprawdę mogłam, a raczej powinnam- spać spokojnie. Straszne są te dylematy. Mam 37lat, wiem że czas nie działa na moją korzyść… i tak się motam dzień w dzień, czy odpuścić raz na zawsze, nie dopuszczać (starać się) tych myśli, czy…
    Ściskam Cię Juti. Mocno.

    Polubienie

    • Nie umiem powiedzieć, dlaczego taki wiek. Jednak wiem, że już przy próbach podjętych w kwestii trzeciego dziecka (czyli 3 lata temu) był problem z komórkami/zarodkami. Poszło prawie 25 tysiaków i nic z tego nie wyszło. Hormony rozwaliły mi konkretnie organizm, może nawet „pomogły” w hashi? Gdyby ktoś mi powiedział, że tak, uda się, podeszłabym jeszcze. Nie żal by mi było kasy i zdrowia. I tak zrobiłam 3 lata temu, Kilka razy. Ale z perspektywy uważam, że to było niepotrzebne, nic to nie dało, żadnej myśli typu „jak dobrze, że przynajmniej spróbowałam”.

      Polubienie

    • Martus, powiem Ci cos – jesli naprawde tego pragniesz, zrob to! Nie czekaj, niezastanawiaj sie! Wiesz przeciez, ze w tym wypadku czas dziala na Twoja niekorzysc… Nie masz pojecia jak czesto wyrzucam sobie, ze nie zdecydowalam sie na trzecie zaraz po narodzinach Nika. Ile razy mysle, ze gdybym nie byla taka glupia, to moze by sie udalo… A ja – wykonczona psychicznie i fizycznie powiedzialam sobie wowczas, ze moze za kilka lat. Kilka lat minelo i okazalo sie, ze zajscie i donoszenie ciazy juz takie proste nie jest… 😦 Dlatego nie czekaj, Kochana, bo mozesz potem zalowac do konca zycia!

      Juti, masz racje… Czas nie leczy marzen. 😦

      Polubienie

  2. Czas nie leczy z marzeń. A szkoda. Jak sama napisałaś – przykrywa je jedynie warstwą włókniny. Lżejszy powiew wiatru, cudze szczęście wbrew swojemu głupio zazdrosnemu sercu dźgające szpilą prosto w łzawiące oko, od czasu do czasu dziecięce „ja też chciałabym braciszka! dlaczego go nie mam?” skutecznie tę warstwę zdziera i znów naraża nas na drżenie powiek, rozpamiętywanie przeszłości, dłubanie palcem w niegojącej się ranie… Jasna cholera, powiem to wyraźnie – naraża nas na bezustanne odczuwanie wielkiego, nigdy nieustępującego rozczarowania. A potem na wyrzuty sumienia także. Taki pakiet, psia mać.
    Juti, jakże dobrze Cię rozumiem. Dawaj łapę:*

    Marto, jeśli wolno mi się wtrącić na słówko.Miałam skończone 38 lat gdy urodziłam Dunię. Mam córkę z deficytami, choć nie lubię w ten sposób o tym myśleć. Przyszło mi być mamą dziecka po prostu wyjątkowego. Wiem, wbrew swoim marzeniom o zdrowym dziecku, czym są przeróżne „orzeczenia”, wiem, czym pachnie konieczność zapewnienia bezustannej rehabilitacji, by wspomniane deficyty niwelować i równać swoje dziecko do akceptowalnej średniej – średniej umożliwiającej egzystowanie w społeczeństwie, I wiesz, co Ci powiem na Twoje dylematy? Jako matka swoje dziecko zawsze będziesz kochać bezgranicznie. Zrobisz dla niego wszystko, a jak będzie potrzeba nawet więcej niż wszystko. Z mojego doświadczenia korzystając szepnę Ci tylko – jeśli pragniesz kolejnego dziecka, idź w to. Daj spokój roztrząsaniu przypadków z pracy. Próbuj.Ja też magiczną 40 stawiałam sobie za ostateczną granicę. Podobnie jak Juti, nie wiem dlaczego. Magia liczby pewnie. Potem granice mi się przesunęły. O rok. Potem o kolejny… Nic nie wskórałam, ale powiem Ci, że chciałabym te parę lat mieć na minusie, mieć tej szansy o pięć gramów więcej. Chciałabym być w tym momencie i mieć tyle lat, co Ty. Być może biologia byłaby dla mnie ciut łaskawsza.
    Trzymam za Ciebie kciuki. I za Twoje marzenia, choćby nie wiem jak bardzo bojaźnią podszyte.

    Juti zaś przepraszam za tę epistołę, kompletnie na miano „komentarza” niezasługującą;)
    Klikam „opublikuj” zanim obudzi mi się osobisty cenzor.

    Polubienie

  3. Juti..czytam Cię od lat, zawsze czekam na Twoje teksty a dziś w końcu się odezwę.. Twoje marzenie jest także moim. I też już wiem, że czas mnie z niego nie wyleczy. Mam dwójkę cudownych, wyczekanych dzieci ale tak nawet sie ostatnio zastanawiałam, czy w którymś momencie swojego życia przestanę tak się wzruszać na widok tych okruszków w wózkach czy patrzeć z lekką zazdrością na ciążowe brzuchy. Wiem, że przez własny strach przegapiłam właściwy moment na ten trzeci cud.. Bardzo tego żałuję.

    Polubienie

    • Broszka… to się chyba nigdy nie kończy… Ja wciąż liczę na to, że to zaakceptuję. Już jest lepiej, ale jednak siedzi gdzieś w środku.
      Znam jednak dziewczyny, którym się to udało. Całkowicie. I mam nadzieję, że i mnie się uda.
      I Tobie!
      pozdrawiam :-*

      Polubienie

  4. Kurczę, no niby inaczej, a jednak tak samo… Wciąż czekamy na drugie, a już rozmawiamy o trzecim (w kaftan nas!), bo jeśli Drugi nie przyjdzie z Trzecim, to czas też działa na naszą niekorzyść. Trochę to dziwne w kontekście adopcji, ale niestety prawdziwe. Bo nie wiem, czy za jakieś 4-5 lat, kiedy oboje będziemy w wieku 40+ wszystko ułoży się tak, żeby jeszcze raz się zdarzyło. (Boszeee, chyba że Drugi nas wykończy i o Trzecim nie będzie już mowy! ;-))

    Polubienie

Dodaj komentarz