A Nene powiedział

Trwa zabawa z wyliczanie ulubionych rzeczy. Potraw, kolorów, piosenek…

Franek: A twój ulubiony ptak?

Mama: Nie wiem… chyba wróbel… A twój?

Franek: Mój to sierpówka!

Jak widać, edukacja ornitologiczna syna przebiega na wysokim poziomie…

PS Tak, wiem, nie piszę. Wychodzę z założenia, że blog to przyjemność i piszę, gdy chcę i potrzebuję.

Nie umiem i nie chcę się zmusić.

Rozważam także ostateczny KONIEC. Może nie wyrzucenie go w kosmos, wykasowanie, ale ohasłowanie, żeby nie było go widać. Czy wtedy zacznę pisać? Nie wiem.

Ale myślę (naprawdę!) o Was często, szukam na instagramach i fejsach, podglądam.

Do bloga mi jakoś daleko…

Całuję – juti

Rolda

Marzenie o trzecim dziecku może się spełnić.

20191203_061709

Ma na imię Rolda, niedługo skończy pięć lat.

Mieszka na Madagaskarze i właśnie poszedł do zerówki.

Misjonarz, który wysłał list, napisał, że chłopiec jest szczęśliwy, że może się uczyć (jego mama i tato nie potrafią czytać i pisać) i że raz dziennie dostaje ciepły posiłek (rodzice ciężko pracują w polu przy uprawie ryżu i cebuli, by utrzymać troje dzieci; nie stać ich na edukację, a często i na jedzenie).

Znalazłam ten list o szóstej rano w zawilgoconej skrzynce. Rozerwałam w ciemności kopertę, świecąc sobie telefonem.

Zobaczyłam ten uśmiech i te oczy. I tak właśnie ponownie zostałam mamą.

Rolda jesteś mój, absolutnie.

Wiem, że nigdy Cię nie poznam, ale z niecierpliwością będę czekać na informacje o Twoich postępach w nauce. Z radością będę słać Ci paczki i listy. Wkładać do pudełka nasze fotografie. Myśleć, czy przyda Ci się piłka czy raczej klocki. I jakie kupić Ci witaminy.

Dobrze, że jesteś. Przyniosłeś mi nie tylko szczęście, ale i tak bardzo potrzebne ukojenie.

 

Raz w roku zobaczę Twoje zdjęcie – zdjęcie Roldy starszego o rok.

I Twoje starsze o rok oczy i uśmiech.

Będę czekać.

 

Twoja „mama”

 

 

Nie umiem znaleźć tytułu, który pasuje

Idę w strugach deszczu przed siebie.

Zapomniałam z szatni płaszcza, mam na sobie szpitalne klapki.

Nie wiem, dokąd.

Byle jakaś „Żabka”, byle jakieś papierosy.

Nie palę na co dzień, ale nie jestem teraz w stanie.

Nawet może nie to.

Po prostu zająć czymś głowę. Wyjść. Zająć kilka minut.

Poczuć przenikliwe zimno, poczuć lodowaty deszcz na szyi i czarnej bluzie.

 

Wciąż słyszę słowa profesora.

Układają się chaotycznie w głowie.

Uderzają miarowo.

„To poważna operacja”.

„Nie wiemy, co w środku”.

„Ile? Może dwie godziny, może pięć, a może siedem, to się okaże”.

I te najgorsze:

„Trzeba się liczyć ze wszystkimi konsekwencjami”.

 

Powtarzam je wciąż, wryły mi się w pamięć.

I naprawdę nie zapytałam z jakimi – nie umiałam.

A może nie chciałam usłyszeć.

 

Nie umiem się modlić, ułożyć słów, nic nie przychodzi mi do głowy.

Nigdy tak nie miałam.

Próbuję poskładać jakieś dwuwyrazowe zdanie, jakieś „proszę”.

Nie potrafię.

Nie wyobrażam sobie, jak to wszystko przeżyję.

 

Nic mnie już nie obchodzi.

Mogę być gruba, niech wypadną mi włosy, o które walczę od roku.

Niech wypadną mi zęby.

Niech stracę pracę.

Niech spali się dom.

 

Nie wiem, jak się czuję.

Jakby mnie nie było i jakbym była.

Ale była nie wiem czym, chyba niczym.

Może jakimś stłumionym bólem, jakimś chaotycznym lękiem.

 

Tyle banałów mam w głowie.

Typu: chcę zasnąć i się obudzić.

Albo choć obudzić się jutro wieczorem.

Usłyszeć: wszystko dobrze, prosto, szybko, pięknie, sprawnie, idealnie.

 

Niejasno dociera do mnie coś, co powinno już dawno.

Niby wiedziałam, choć nikt nie powiedział wprost.

Ale nie dotarło wtedy.

Że jedyny, że jeszcze takiego nie było.

Nie wiem, czy tu, czy w Polsce, czy wszędzie,

Ale przecież ja w Internecie umiem znaleźć wszystko, a tego nie znalazłam nigdzie.

 

 

Ja naprawdę wierzę w medycynę.

Dzięki niej mam dzieci.

 

Ale obezwładnia mnie taki strach, jakiego jeszcze nie czułam.

 

Jeśli jesteś spokojny, to żyjesz teraźniejszością (Lao Tzu)

Leżymy w pustym pokoju w pustym niedzielnym szpitalu.

Za oknem słońce.

Jemy żółte wesołe jabłko ze skórą.

Trzymam głowę na jego ramieniu.

Słyszę ściszony dźwięk Minecraft.

Zamykają mi się niewyspane oczy.

 

Jelita ruszyły, pozwalając uniknąć kolejnej wlewki.

Rezonans wyszedł dobrze. Nie ma już innych niespodzianek – poza tą jedną kluczową.

Czekam już tylko na termin operacji.

 

I wiem, jutro poniedziałek, pewnie się dowiem.

I wiem, chcę jej jak najszybciej.

I wiem, będę umierać z przerażenia.

 

Ale dziś zamykają mi się oczy.

I dziś czuję absurdalny spokój.